Hrabia John Dracen
Zaczęło się od tego, że John von Dracen umarł. Trudno byłoby temu zaprzeczyć, bowiem świadectwo zgonu podpisał urzędnik, pastor, grabarz oraz właściciel zakładu pogrzebowego. Czy inni wiedzieli o jego śmierci? Jakżeby inaczej? Nie była tam osoby, która go nie znała, która na jego widok by nie drżała i odetchnęła z ulgą na wieść o jego śmierci.
Hrabia za życia zasłynął z chciwości, podłości i braku litości. Nie znając słowa hojność, ściągał wysokie podatki od najuboższych. Bez skrupułów wymierzał na nich mniemaną przez siebie sprawiedliwość: płacisz, albo wisisz. Traktował ich jak żebraków i wieszał na organizowanych przez siebie biesiadach, śmiejąc im się w twarz przy równym sobie.
Nazywano go okrutnikiem o złym oku, który zamraża człowieka spojrzeniem do szpiku kości. Niewiedzącym, co to łaska i miłosierdzie. Potrafiącym tylko nienawidzić, nosić się z dumą i być miłym dla ludzi równym sobie, jeśli mu się to opłaca. Nigdy nie uśmiechał się, przez co jego twarz nabrała ostrych niebezpiecznych rys. Elegancko ubrany mężczyzna, mimo wieku trzydziestu lat był nieczułym i nie wrażliwym osobnikiem, więc nikt nie przypuszczał, że nadejdzie dzień, że pozna miłość.
Pewnego zeszłego lata zmarła jego daleka krewna, która pozostawiła samą czternastoletnią córkę. Prawnicy zgłosili się do niego z prośbą o jej adopcje. John zgodził się, choć było mu to obojętne, ale szanując więzi rodzinne, przygarnął ją pod swój dach. Jednak nie miał najmniejszej ochoty ją poznawać. Żył swoim dawnym życiem.
Minęły dwa lata, gdy spotkał ją przypadkiem spacerującą po jego posiadłości. Miała kruczoczarne włosy spadające na kark, niebieskie lśniące oczy, pełne malinowe usta i zgrabny nosek. Jasną cera, jak i kobieca figura dodawały jej uroku i wdzięku. John zauważając ją przez okno, zastanawiał się kim jest? co tu robi? czy kogoś szuka? Wybiegł z swego pokoju, zbiegł po szerokich zabytkowych schodach i wyszedł naprzeciwko niej. Dziewczyna podniosła oczy i dygnęła, jak na damę przystało. On spojrzał na nią i zapytał, innym niż zwykle tonem: -Jak panienki godność? -Nalie Wenir, a pan zapewne John von Dracen . -Tak, a w czymś panience mogę pomóc? Co panienka tu robi? -Mieszkam tu od dwóch lat, pan się nie interesował, kim jest to dziecko, które adoptował. Powiedziano mi, żebym nie zawracała panu głowy i powinnam się cieszyć z tego, że mam gdzie mieszkać. Pan bardzo zajęty jest, bo dzieci z tego co słyszałam pan nie lubi. Czemu mi się pan tak przygląda? – zapytała zaskoczona spojrzeniem Johna -Duże z ciebie dziecko, panna. Czy mógłbym to jakoś wynagrodzić? – zapytał po raz pierwszy nie pewnie dziewczynę, która go zafascynowała, tak jakby wzbudziła w nim odrobinę wrażliwości. -Nie kryję do pana urazy. Słysząc te słowa jak mówi legenda John odetchnął z ulgą. Spotykali się codziennie przez kilka miesięcy. Przy niej wrażliwy, przy innych jak zawsze. Pokochali się. Jednak, gdy poprosił ją o rękę, postawiła mu warunek, którego nie potrafił spełnić, być dobrym człowiekiem nie tylko dla niej, a w tedy na zawsze będą razem. Tamtego dnia obudziła w nim się dawna natura, a pieniądz zajął kolejne miejsce. Dopiero gdy opuszczona Nalie zachorowała i zmarła, zrozumiał, że popełnił błąd, że mogłaby nadal żyć i winny jej śmierci popełnił samobójstwo, pozostawiając swoje ukryte skarby w ukryciu.
Mijały wieki, gdy snuł się jako duch po swoim dworze i odstraszał potencjalnych kupców i spadkobierców. Nosząc w sercu swojej duszy cierpienie nie mógł trafić do nieba, a Bóg nie chciał go posłać do piekła, bo wiedział, że może jeszcze uratować swoją dusze. 300 lat po jego śmierci spadek trafia w ręce w Paola Dracena. Młodzieniec znał legendę o swoim pra(pra)dziadzie. Tamtejsi ludzie mówili, że do dziś straszy, że w nocy słychać przeraźliwe krzyki, płacz, hałas i wszyscy kupcy uciekali z stamtąd jak w nieokiełznanym amoku. Był to człowiek odważny, nie bał się niczego, postanowił spróbować. Dwóch przewoźników zawiozło go na teren posiadłości. Szli niepewnie, przy pewnym siebie młodzieńcu. Paol wziął mosiężny klucz i przekręcił zardzewiały od czasu zamek, a drzwi niczym wrota piekieł otworzyły się. Dwór zaniedbany, wszędzie wisiały pajęczyny, a na porozrzucanych meblach widniały grube warstwy kurzu. Można było zauważyć krew, jakby zamordowano tu kilkanaście osób Przewoźnicy czekali za drzwiami, gdy te nagle z hukiem zamknęły się. Przez zasłonięte okna, pozamykane drzwi zrobiło się ciemno. Paol zaczął rozglądać się, gdy poczuł jakby mroźny powiew przemknął tuż obok niego. Gdy szafki same wysuwały się, a stół przemieszczał, w całym pomieszczeniu po ziemi snuła się mgła, a za drzwiami było słychać krzyk uciekających mężczyzn, nie można było mieć wątpliwości to była prawda dom bym nawiedzony Młodzieńca obszedł dreszczyk strachu, ale wiedział, że nie może się poddać i uciec. W pewnej chwili obrócił się, a jego oczom ukazała się niewyrazista postać z krwawiącą raną w sercu. Utkwiła w nim swój wzrok, zbliżając się powoli ku nie mu … ...ciąg dalszy nastąpi